„Witam w GROM-ie” – to słowa, o usłyszeniu których marzy
wielu młodych ludzi bez reszty oddanych pasji militarnej.
Bez mała dwadzieścia
lat temu słowa takie wypowiedziane przez pomysłodawcę i pierwszego dowódcę
legendarnej jednostki generała Petelickiego, usłyszał autor książki Ostatnich gryzą psy. Jak zostałem
szturmowcem GROM-u? występujący pod pseudonimem NAVAL. Z jego wspomnień
wyłania się obraz ciężkich zmagań z przeciwnościami losu, własnymi słabościami
i surową przyrodą, których efektem może stać się zaliczenie do grona
szturmowców jednostki uznawanej za jedną z najbardziej elitarnych formacji na
świecie.
KROK 1 – Decyzja
Całe wieki temu pewien chiński filozof z niezwykłą trafnością
skonstatował, iż „każda, najdalsza nawet podróż rozpoczyna się od pierwszego
kroku”, w przypadku chętnych do odbycia selekcji, krokiem tym, jest podjęcie silnego
postanowienia o wkroczeniu na ścieżkę pełną wyrzeczeń i trudności, która
doprowadzić ma do spełnienia marzeń. Następnie decyzję taką należy porządnie
przemyśleć i uzasadnić, a wyciągnięte wnioski przelać na papier i przesłać do
odpowiedniej instytucji, gdzie podanie
poddane zostanie wnikliwej analizie.
KROK 2 – Wstępny test
„Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie” – według
Dante Alighieri takie słowa widnieć miały nad bramą do piekieł pochłaniającą
kolejnych przybyszów. Nie ma jednak zapewne takiej siły, która mogłaby pozbawić
nadziei wszystkich tych silnych, wysportowanych, młodych mężczyzn, którzy wraz
z NAVALEM, w rzeźki poranek 1998 roku, od bladego świtu oczekują na uchylenie bramy wjazdowej przed Centrum
Szkolenia Policji w Legionowie, gdzie odbywają się wstępne testy kwalifikujące
do selekcji. To moment, w którym żarty się kończą. Pierwszy krok, od którego
zaczyna się każda podróż, jest teraz niczym, w porównaniu do reszty kroków,
które trzeba zrobić podczas biegu na trzy kilometry w grupie prących do przodu
facetów, z których każdy pragnie przybyć na metę jako pierwszy. Po biegu nie ma
zbyt wiele czasu na złapanie oddechu, na przybyłych czeka bowiem sprawdzian walki
wręcz, a zaraz po nim skok z do basenu z dużej wysokości. Wszystko odbywa się w
błyskawicznym tempie, a kluczem do sukcesu oprócz sprawnego ciała i silnej
psychiki okazuje się dobry słuch. Kto źle zrozumiał polecenie instruktora -
nawet jeśli jest sprawny i szybki – odpada. Po wysiłku fizycznym podciąganiu
się na drążku i brzuszkach przychodzi czas na wysiłek umysłowy. Kolejne kilka
godzin upływa kandydatom na rozwiązywaniu testów psychologicznych, po których
Ci, którym udało się przedostać przez sito testów i sprawdzianów dostają
informację o miejscu i czasie kolejnego spotkania.
KROK 3 – Skok na głęboką wodę
Po dwóch tygodniach przerwy, zmagania rozpoczynają się na
nowo. Przybywają niemal wszyscy, którzy przeszli wstępny etap. Nikt nie chce
tracić, być może jedynej i niepowtarzalnej szansy znalezienia się w elitarnej
jednostce. Przywożą ze sobą potrzebny sprzęt, każdy według własnego uznania,
trudno przewidzieć, co może się przydać na trudnej, wyboistej drodze do
sukcesu. Kiedy jeden z instruktorów zadziera głowę ku górze, większość
kandydatów orientuje się co stanowić będzie ich kolejne zadanie. Jeden po
drugim wspinają się po wąskiej drabince na wysoką, 25-metrową wieżę, z której
następnie w zaledwie kilka sekund, podpięci do uprzęży zjeżdżają w dół, chłonąc
emocje, podobne do tych, jakie towarzyszą śmiałkom gotowym na przejażdżkę, na
rollercoasterze. Zanim na dobre są w stanie opanować emocje po szaleńczym
zjeździe słyszą prosty komunikat: „do zobaczenia w Krynicy”. Każdy z nich na
własną rękę dotrzeć musi w krótkim czasie w góry, gdzie czeka na nich
najważniejszy etap selekcji.
KROK 4 – Podwózka na przystanek
Zaczyna się najważniejszy etap, od tej chwili każdy skazany
jest na zmagania ze sobą, kolejni kandydaci dopuszczeni do marszu ruszają przed
siebie, nie słychać krzyków, poganiania, powtarzania rozkazów. Aby dotrzeć do
celu potrzeba maksymalnego skupienia. Podejście pod górę, bieg w dół, krótka
chwila wytchnienia, długi marsz i tak na zmianę. Na punktach kontrolnych
instruktorzy beznamiętnie spisują czas przybycia i numer kandydata. Od czasu,
do czasu proponują skrócenie męki i podwózkę na przystanek. Na początku
chętnych brak. Z czasem wizja odpoczynku i powrotu do ciepłego, przytulnego
domu zaczyna stawać się kusząca. Czasem maszeruje się także w nocy, chwil na
odpoczynek jest niewiele. Doskwiera chłód, przemoknięte ubrania i powiększające
się odciski na stopach nie ułatwiają marszu. Trzeba jednak iść dalej, choć sił
fizycznych zaczyna brakować, liczy się siła woli. Dojmujący głód nie jest
dobrym sprzymierzeńcem, wiele osób decyduje się na podwózkę na przystanek.
Pozostali kandydaci zdają się przekraczać granicę własnych ograniczeń, za którą
pozostaje już tylko wola zwycięstwa. Od pewnego momentu żaden z nich nie prosi
już o podwózkę z własnej woli. Wciąż prą do przodu, przedzierają się przez
gęsto porośnięte ostępy, brodząc po pas w wodzie i wspinając na szczyt
wzniesień. Widok oddalonych o kilka metrów czarnych terenówek ustawionych równo
na linii mety dodaje sił. Ci którym uda się przejść całą trasę dostąpią
zaszczytu rozmowy, z wówczas jeszcze, pułkownikiem Petelickim. Większość z nich
usłyszy znamienne słowa, które otworzą im drogę do kolejnych zmagań, a które
brzmią:
„Witam w GROM-ie!”
Artykuł powstał na podstawie
książki zatytułowanej Ostatnich gryzą psy. Jak zostałem szturmowcem GROM-u,
autorstwa NAVALa, który w 1998 roku przeszedł pomyślnie selekcje.
Foto: foter
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz